Znajome
ściany,
drewniana podłoga, szary sufit. Wiatr huczał w szparach i
nieszczelnościach małych okien. Co jakiś czas słychać było
grzmoty, a pokój na parę chwil rozjaśniała jasna błyskawica.
Aubergine
widziała
ciemność przed oczami, choć mogła przysiąc, że miała je
otwarte. Do tego ten niesamowity, niemożliwy do opanowania ból
głowy i myśl… myśl, że już nigdy nie zobaczy tego, kogo kocha
najbardziej.
-
Już
nie śpisz? – Usłyszała znajomy głos dochodzący gdzieś z
przestrzeni wokół niej.
Uchyliła
powieki. Zobaczyła obok siebie swoją przyjaciółkę Kissmet,
siedział pochylona nad jej twarzą, obmywając zimnym ręcznikiem
spocone czoło. Wyglądała jak zwykle, jakby nic się nie stało.
Rude pukle okalały jej lekko pyzatą twarz, a brązowe oczy czujnie
błądziły po pomieszczeniu. Idiotą był ten, kto sądzi, że
dałaby się zaskoczyć.
-
Gdzie jest Liir? – spytała,
a ból w skroni nasilił się.
Twarz
Kissmet posmutniała,
a Aubergine bez słowa zerwała się z maty. Zachwiała się
niebezpiecznie, jednak koleżanka nie dała jej upaś. Przytrzymała
ją mocno za ramiona.
-
Chcę
się widzieć z Mistrzem! – krzyknęła. – Nie zatrzymasz mnie…
-
I co mu powiesz? – przerwała
jej przyjaciółka. – Że zakochałaś się w synu rybaka, łamiąc
tym wszystkim większość zasad szkoły? No i nie zapomnij
wspomnieć, że planowaliście wspólną ucieczkę za morze. Zresztą
Mistrz i tak się zaraz zjawi. Nie martw się…
Aubergine
spojrzała
na nią z wyrzutem, po czym ponownie zajęła miejsce na swojej
macie. Mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa, a świat kręcił
się w szalonej karuzeli. Cokolwiek jej się stało, będzie ją
prześladować jeszcze pewien czas.
Kissmet
zaczęła
krzątać się przy zawalonym bibelotami stoliku. Co jakiś czas
odwracała delikatnie głowę, aby sprawdzić, co robi jej
przyjaciółka. Współczuła jej. Pamiętała jej entuzjazm, kiedy
opowiadała o synu rybaka i… ich wspólnej ucieczce. Czasem może
nawet jej zazdrościła? Zazdrościła odwagi, determinacji i uporu.
Aubergine zawsze wiedział czego chce a ona? Ona zawsze wiedział
czego inni od niej oczekują.
Nie
minęło
nawet dziesięć minut, kiedy drzwi od ich niewielkiego pokoiku się
rozsunęły. Dziewczyny znały zasady. Zerwały się w jednej chwili,
wyprostowane złożyły ręce i pokłonił się przybyłemu
mężczyźnie.
Był
niski i lekko zgarbiony. Złośliwi twierdzili, że już dawno dożył
dwustu lat. Jednak wszyscy mieszkańcy wioski wiedzieli, że długa,
siwa broda, pomarszczona cera, to nie przejaw jakiejkolwiek
niedołężności. Mężczyzna cieszył się bardzo wielkim
szacunkiem i uznaniem.
-
Witaj Mistrzu Vitez - szepnęła
Kissmet, nie podnosząc wzroku z drewnianej podłogi.
Skarciła
się w duchu za to, że najważniejsza osoba w wiosce zastałą ich
pokój w tak karygodnym stanie.
Jednak
na twarzy mężczyzny
pojawił się delikatny uśmiech. Skinął na Kissmet, aby opuściła
pomieszczenie. Dziewczyna spodziewała się tego. Spojrzała na
przyjaciółkę porozumiewawczym spojrzeniem. Aubergine jednak nie
wydawała się być nią zainteresowana. Dziewczyna wyszła,
pozostawiając ją sam na sam z przenikliwym Mistrzem.
-
Usiądź,
moje dziecko – oznajmił mężczyzna, po czym oboje uklęknęli na
wygodnych poduszkach.
Aubergine
spojrzała
mu w oczy. Chciała dostrzec w nich coś, co pozwoliłoby uwolnić
emocje, jednak w spojrzeniu Mistrza krył się tylko spokój i…
zrozumienie?
-
Przykro mi moja droga, że
właśnie ciebie musiało to spotkać – rzekła wyciszonym tonem. –
Żałuję, że nie potrafiłem uchronić cię przed tymi piratami i
ich atakiem. A jak się teraz czujesz?
-
Lepiej, ale nie mam pojęcia,
co się stało.
-
Napastnicy zaatakowali się
prastarą techniką. Niewielu jest na świecie ludzi, którzy to
potrafią. Polega ona na wydobyciu z siebie wiązki energii i
uderzeniu przeciwnika. Na szczęście promień był niewielki,
dlatego tak szybko odzyskałaś przytomność.
-
Rozumiem…
-
Moje drogie dziecko, wiem przez co przechodzisz. Wiedziałem,
że spotykasz się z młodym synem rybaka.
Aubergine
przełknęła
głośno ślinę. Skarciła się w duchu, jak mogła być tak naiwna
i wierzyć, ze coś takiego umknie uwadze Mistrza Vitez.
-
Musisz mi jednak coś
obiecać – kontynuował mężczyzna. – Nie będziesz szukać go
na własną rękę, Zrozumiano? Są takie rzeczy, o których nie masz
pojęcia, rzeczy, o których miałem nadzieję, że nigdy nie będę
musiał wspominać.
-
Mistrzu, dlaczego tego ode mnie oczekujesz?
-
Bo przyrzekałaś
zostać na wyspie, a jeśli ją opuścisz, to zginiesz.
Dni
mijały.
Noce uciekały przez palce. Słońce wschodziło i zachodziło, a
księżyc bez przerw obserwował szkołę Nieśmiertelnego Wilka.
Aubergine czuła się lepiej. Uczęszczała w zajęciach o udawała,
że wszystko co się wydarzyło, nie ma znaczenia. Czasem miała
wrażenie, że nauczyciele stali się bardziej wymagające, jakby
bali się, że atak może się powtórzyć.
Aubergine
myślała
tylko o jednym, o słowach wypowiedzianych przez jej Mistrza.
Mężczyzna coś przed nią ukrywał i wcale się z tym nie krył.
Dziewczyna zastanawiała się jak inni uczniowie mogą tak podchodzić
do tego wszystkiego. Tutaj nikt nie pytał o przeszłość, nikt nie
rozmawiał na temat zakazu opuszczania wyspy. Wszyscy przyjęli to
tak… łatwo. Jakby w przeszłości przeszli jakieś szkolenie,
które ominęło Aubergine.
Pewnego
piątkowego
wieczora dowiedziała się, że Mistrz będzie poza wyspą. Była to
szansa, która nie prędko miała się powtórzyć.
Pod
osłoną
nocy, upewniając się trzy razy czy Kissmet śpi, wymknęła się na
dziedziniec. Bezszelestnie przebiegła okrągły plac i ruszyła w
stronę pokoi zamieszkanych przez Mistrza. Wiedziała, że nie będą
zamknięte. Tutaj nikt nie spodziewał się włamania. Wszyscy ufali
sobie aż zanadto.
Weszła
do pomieszczenia, które spowijała nieprzenikniona ciemność.
Próbowała przyzwyczaić swoje oczy do trudnych warunków, jednak
nawet po kilkukrotnym mrugnięciu widziała tylko lekki zarys
przedmiotów.
Po
omacku podeszła
do stolika, mając nadzieję, że nie potrąci nic, znajdującego się
na podłodze.
Trzask.
Coś
upadło. Dźwięk odbicia o drewnianą podłogę jeszcze długo
rozbrzmiewał echem w pomieszczeniu. Aubergine przeklęła pod nosem.
Jej
dłonie
natrafiły na twardy blat stołu. Po prawej zawsze leżały świece.
Nie pomyliła się. Chwyciła jedną z nich i wyjęła z kieszeni
zapałki. Pokój oświetlił delikatny, niespokojnie tańczący
płomień.
Dziewczyna
westchnęła
cicho. Teraz czuła się znacznie pewniej.
Najpierw
oświetliła
podłogę, aby ujrzeć to, co przewróciła przed niecałą minutą.
Na deskach leżał długi kostur z białego metalu z ozdobną, lekko
zaostrzoną głowicą. Nachyliła się i chwyciła go do ręki.
Dziwne
– pomyślała.
– Jeszcze
żadna broń nie leżała w mojej dłoni tak pewnie.
Dziewczyna
wiedziała,
że nie może sobie pozwolić na zwłokę. Wyciągnęła rękę przed
siebie, aby lepiej oświetlić pozostałą część komnaty. Tak jak
się spodziewała, w jej oczy od razy wpadł potężny stojak na
zwoje. W kilku susach znalazła się przy nim. Chwyciła pierwszy z
brzegu, stary, pożółkły pergamin i rozwinęła go na podłodze.
Nachyliła
się, oświetlając jego treść świecą. Kilka kropel wosku kapnęło
na dokument.
Aubergine
nie potrafiła
odczytać zapisanych tam znaków. Usłyszała kiedyś o dawnym
alfabecie, jednak żaden opiekun, czy nauczyciel nigdy nie wykładał
na ten temat. Była to tajemnica, kolejna z wielu, którą musiała
odkryć.
Zwinęła
pergamin i rzuciła go pod ścianę. Chwyciła kolejny i kolejny.
Wszystko było na, jak jej się wydawało, ten sam temat.
Dopiero
po pary minutach jej dłonie
rozwinęły coś, co nawet dziecko mogłoby odczytać. Na płótnie
rozrysowana była mapa. Aubergine długo nie mogła złapać tchu.
Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że śni, jednak nawet w
snach nie potrafiłaby wyobrazić sobie czegoś takiego.
Nie
potrafiła
odszukać na niej malutkiej wysepki, na której się znajdowała.
Mógł to być każdy z dziesięciu, zaznaczonych czerwonym
atramentem punktów. Każdy. Ten największy, lub ten najmniejszy,
ten najbardziej wyblakły, lub ten najbardziej widoczny. Tylko że
równie dobrze, któryś z tych punktów musiał być miejscem, w
którym przetrzymywali Liira. I tego musiała się dowiedzieć,
choćby przyszło jej złamać wszystkie obietnica dane Mistrzowi.
Złożyła
pergamin i wepchnęła go do przygotowanego do drogi plecaka. Tak
musiało być. Takie było jej przeznaczenie.
Wybiegła
z pomieszczeń i pognała w stronę wąskiego przesmyku, który
odkryła razem z Liirem. Przesmyku, który miał być jej drogą do
wolności.
Na
plaży
czekała na nią ukryta w zaroślach łódka. Wepchnęła ją do wody
i w momencie, w którym chciała chwycić wiosło zdała sobie
sprawę, że cały czas trzyma w ręce kostur z białego tworzywa.
Zawahała się tylko kilka sekund, po czym z całej siły zaczęła
wiosłować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz