czwartek, 19 listopada 2015

2 rozdział

Znajome ściany, drewniana podłoga, szary sufit. Wiatr huczał w szparach i nieszczelnościach małych okien. Co jakiś czas słychać było grzmoty, a pokój na parę chwil rozjaśniała jasna błyskawica.
Aubergine widziała ciemność przed oczami, choć mogła przysiąc, że miała je otwarte. Do tego ten niesamowity, niemożliwy do opanowania ból głowy i myśl… myśl, że już nigdy nie zobaczy tego, kogo kocha najbardziej.
- Już nie śpisz? – Usłyszała znajomy głos dochodzący gdzieś z przestrzeni wokół niej.
Uchyliła powieki. Zobaczyła obok siebie swoją przyjaciółkę Kissmet, siedział pochylona nad jej twarzą, obmywając zimnym ręcznikiem spocone czoło. Wyglądała jak zwykle, jakby nic się nie stało. Rude pukle okalały jej lekko pyzatą twarz, a brązowe oczy czujnie błądziły po pomieszczeniu. Idiotą był ten, kto sądzi, że dałaby się zaskoczyć.
- Gdzie jest Liir? – spytała, a ból w skroni nasilił się.
Twarz Kissmet posmutniała, a Aubergine bez słowa zerwała się z maty. Zachwiała się niebezpiecznie, jednak koleżanka nie dała jej upaś. Przytrzymała ją mocno za ramiona.
- Chcę się widzieć z Mistrzem! – krzyknęła. – Nie zatrzymasz mnie…
- I co mu powiesz? – przerwała jej przyjaciółka. – Że zakochałaś się w synu rybaka, łamiąc tym wszystkim większość zasad szkoły? No i nie zapomnij wspomnieć, że planowaliście wspólną ucieczkę za morze. Zresztą Mistrz i tak się zaraz zjawi. Nie martw się…
Aubergine spojrzała na nią z wyrzutem, po czym ponownie zajęła miejsce na swojej macie. Mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa, a świat kręcił się w szalonej karuzeli. Cokolwiek jej się stało, będzie ją prześladować jeszcze pewien czas.
Kissmet zaczęła krzątać się przy zawalonym bibelotami stoliku. Co jakiś czas odwracała delikatnie głowę, aby sprawdzić, co robi jej przyjaciółka. Współczuła jej. Pamiętała jej entuzjazm, kiedy opowiadała o synu rybaka i… ich wspólnej ucieczce. Czasem może nawet jej zazdrościła? Zazdrościła odwagi, determinacji i uporu. Aubergine zawsze wiedział czego chce a ona? Ona zawsze wiedział czego inni od niej oczekują.
Nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy drzwi od ich niewielkiego pokoiku się rozsunęły. Dziewczyny znały zasady. Zerwały się w jednej chwili, wyprostowane złożyły ręce i pokłonił się przybyłemu mężczyźnie.
Był niski i lekko zgarbiony. Złośliwi twierdzili, że już dawno dożył dwustu lat. Jednak wszyscy mieszkańcy wioski wiedzieli, że długa, siwa broda, pomarszczona cera, to nie przejaw jakiejkolwiek niedołężności. Mężczyzna cieszył się bardzo wielkim szacunkiem i uznaniem.
- Witaj Mistrzu Vitez - szepnęła Kissmet, nie podnosząc wzroku z drewnianej podłogi.
Skarciła się w duchu za to, że najważniejsza osoba w wiosce zastałą ich pokój w tak karygodnym stanie.
Jednak na twarzy mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech. Skinął na Kissmet, aby opuściła pomieszczenie. Dziewczyna spodziewała się tego. Spojrzała na przyjaciółkę porozumiewawczym spojrzeniem. Aubergine jednak nie wydawała się być nią zainteresowana. Dziewczyna wyszła, pozostawiając ją sam na sam z przenikliwym Mistrzem.
- Usiądź, moje dziecko – oznajmił mężczyzna, po czym oboje uklęknęli na wygodnych poduszkach.
Aubergine spojrzała mu w oczy. Chciała dostrzec w nich coś, co pozwoliłoby uwolnić emocje, jednak w spojrzeniu Mistrza krył się tylko spokój i… zrozumienie?
- Przykro mi moja droga, że właśnie ciebie musiało to spotkać – rzekła wyciszonym tonem. – Żałuję, że nie potrafiłem uchronić cię przed tymi piratami i ich atakiem. A jak się teraz czujesz?
- Lepiej, ale nie mam pojęcia, co się stało.
- Napastnicy zaatakowali się prastarą techniką. Niewielu jest na świecie ludzi, którzy to potrafią. Polega ona na wydobyciu z siebie wiązki energii i uderzeniu przeciwnika. Na szczęście promień był niewielki, dlatego tak szybko odzyskałaś przytomność.
- Rozumiem…
- Moje drogie dziecko, wiem przez co przechodzisz. Wiedziałem, że spotykasz się z młodym synem rybaka.
Aubergine przełknęła głośno ślinę. Skarciła się w duchu, jak mogła być tak naiwna i wierzyć, ze coś takiego umknie uwadze Mistrza Vitez.
- Musisz mi jednak coś obiecać – kontynuował mężczyzna. – Nie będziesz szukać go na własną rękę, Zrozumiano? Są takie rzeczy, o których nie masz pojęcia, rzeczy, o których miałem nadzieję, że nigdy nie będę musiał wspominać.
- Mistrzu, dlaczego tego ode mnie oczekujesz?
- Bo przyrzekałaś zostać na wyspie, a jeśli ją opuścisz, to zginiesz.

Dni mijały. Noce uciekały przez palce. Słońce wschodziło i zachodziło, a księżyc bez przerw obserwował szkołę Nieśmiertelnego Wilka. Aubergine czuła się lepiej. Uczęszczała w zajęciach o udawała, że wszystko co się wydarzyło, nie ma znaczenia. Czasem miała wrażenie, że nauczyciele stali się bardziej wymagające, jakby bali się, że atak może się powtórzyć.
Aubergine myślała tylko o jednym, o słowach wypowiedzianych przez jej Mistrza. Mężczyzna coś przed nią ukrywał i wcale się z tym nie krył. Dziewczyna zastanawiała się jak inni uczniowie mogą tak podchodzić do tego wszystkiego. Tutaj nikt nie pytał o przeszłość, nikt nie rozmawiał na temat zakazu opuszczania wyspy. Wszyscy przyjęli to tak… łatwo. Jakby w przeszłości przeszli jakieś szkolenie, które ominęło Aubergine.
Pewnego piątkowego wieczora dowiedziała się, że Mistrz będzie poza wyspą. Była to szansa, która nie prędko miała się powtórzyć.
Pod osłoną nocy, upewniając się trzy razy czy Kissmet śpi, wymknęła się na dziedziniec. Bezszelestnie przebiegła okrągły plac i ruszyła w stronę pokoi zamieszkanych przez Mistrza. Wiedziała, że nie będą zamknięte. Tutaj nikt nie spodziewał się włamania. Wszyscy ufali sobie aż zanadto.
Weszła do pomieszczenia, które spowijała nieprzenikniona ciemność. Próbowała przyzwyczaić swoje oczy do trudnych warunków, jednak nawet po kilkukrotnym mrugnięciu widziała tylko lekki zarys przedmiotów.
Po omacku podeszła do stolika, mając nadzieję, że nie potrąci nic, znajdującego się na podłodze.
Trzask.
Coś upadło. Dźwięk odbicia o drewnianą podłogę jeszcze długo rozbrzmiewał echem w pomieszczeniu. Aubergine przeklęła pod nosem.
Jej dłonie natrafiły na twardy blat stołu. Po prawej zawsze leżały świece. Nie pomyliła się. Chwyciła jedną z nich i wyjęła z kieszeni zapałki. Pokój oświetlił delikatny, niespokojnie tańczący płomień.
Dziewczyna westchnęła cicho. Teraz czuła się znacznie pewniej.
Najpierw oświetliła podłogę, aby ujrzeć to, co przewróciła przed niecałą minutą. Na deskach leżał długi kostur z białego metalu z ozdobną, lekko zaostrzoną głowicą. Nachyliła się i chwyciła go do ręki.
Dziwne – pomyślała. – Jeszcze żadna broń nie leżała w mojej dłoni tak pewnie.
Dziewczyna wiedziała, że nie może sobie pozwolić na zwłokę. Wyciągnęła rękę przed siebie, aby lepiej oświetlić pozostałą część komnaty. Tak jak się spodziewała, w jej oczy od razy wpadł potężny stojak na zwoje. W kilku susach znalazła się przy nim. Chwyciła pierwszy z brzegu, stary, pożółkły pergamin i rozwinęła go na podłodze.
Nachyliła się, oświetlając jego treść świecą. Kilka kropel wosku kapnęło na dokument.
Aubergine nie potrafiła odczytać zapisanych tam znaków. Usłyszała kiedyś o dawnym alfabecie, jednak żaden opiekun, czy nauczyciel nigdy nie wykładał na ten temat. Była to tajemnica, kolejna z wielu, którą musiała odkryć.
Zwinęła pergamin i rzuciła go pod ścianę. Chwyciła kolejny i kolejny. Wszystko było na, jak jej się wydawało, ten sam temat.
Dopiero po pary minutach jej dłonie rozwinęły coś, co nawet dziecko mogłoby odczytać. Na płótnie rozrysowana była mapa. Aubergine długo nie mogła złapać tchu. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że śni, jednak nawet w snach nie potrafiłaby wyobrazić sobie czegoś takiego.
Nie potrafiła odszukać na niej malutkiej wysepki, na której się znajdowała. Mógł to być każdy z dziesięciu, zaznaczonych czerwonym atramentem punktów. Każdy. Ten największy, lub ten najmniejszy, ten najbardziej wyblakły, lub ten najbardziej widoczny. Tylko że równie dobrze, któryś z tych punktów musiał być miejscem, w którym przetrzymywali Liira. I tego musiała się dowiedzieć, choćby przyszło jej złamać wszystkie obietnica dane Mistrzowi.
Złożyła pergamin i wepchnęła go do przygotowanego do drogi plecaka. Tak musiało być. Takie było jej przeznaczenie.
Wybiegła z pomieszczeń i pognała w stronę wąskiego przesmyku, który odkryła razem z Liirem. Przesmyku, który miał być jej drogą do wolności.
Na plaży czekała na nią ukryta w zaroślach łódka. Wepchnęła ją do wody i w momencie, w którym chciała chwycić wiosło zdała sobie sprawę, że cały czas trzyma w ręce kostur z białego tworzywa. Zawahała się tylko kilka sekund, po czym z całej siły zaczęła wiosłować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy