czwartek, 10 grudnia 2015

3 rozdział

Słońce wzeszło nad horyzontem. Ciepłe promienie musnęły policzki Aubergine. Dziewczyna dawno nie spała o tak późnej pory, co dziś. Nie miała zegarka, jednak po wysokości ognistej gwiazdy potrafiła określić, że jest około dwunastej w południe.
Kiedy próbowała przypomnieć sobie to, co wydarzyło się zeszłej nocy miała wrażenie, że był to tylko sen. Jednak fakt, że leżała w krzakach na plaży, cały czas ściskała biały kostur, a na dnie jej plecaka spoczywała mapa z zaznaczonymi dziwnymi miejscami, sprawiał, że jej umysł zaczynał pracować w przyspieszonym tempie.
Miała jeszcze szanse. Mogła wrócić na wyspę, do szkoły. Błagać o wybaczenie, poddać się zasłużonym karom i do końca życia zostać… nieszczęśliwą.
Aubergine wiedziała, że nie ma innego wyboru. Wstała ziemi i rozprostowała ścierpnięte mięśnie i kości. Otrzepała znoszone ubranie i narzuciła plecak. Była głodna. Zastanawiała się jak mogła być aż tak głupia i nie wziąć nic do jedzenia, nawet jednaj kanapki?
Spojrzała raz jeszcze na sąsiedni brzeg. Zastanawiające było to, że z tego miejsca nie widziała nawet najmniejszego zabudowania. Żadnego dachu szkoły czy ratusza w wiosce. A przecież zawsze wydawało się jej, że są takie wysokie, że sięgają do nieba.
Łza zakręciła się pod powiekami, jednak dziewczyna nie pozwoliła jej wypłynąć. Zamrugała gwałtownie. Miała cel. Musiała odnaleźć Liira. Gdyby to ją porwali, to on zrobiłby dokładnie to samo. Szukał jej. I z tym przekonaniem musiała iść dalej, cały czas przed siebie.
Nie myśląc długo odwróciła się na pięcie i pognała przed siebie.
Las był identyczny jak ten, po drugiej stronie rzeki. Zielony, zarośnięty drzewami w większości iglastymi i… niebezpieczny. Co rusz zahaczała się o wystające, ostre gałęzie lub potykała o większe głazy. Jednak coś ją niepokoiło.
Zapach…
Mimo, że była świeżym powietrzu, na łonie natury, to czuła jakby się dusiła dziwnym dymam, którego pozornie nie mogła zauważyć.
Po kilku kilometrach drzewa zaczęły rosnąć w większych odstępach, między iglastymi gałęziami przedzierały się promienie słońca, tego samego co na drugim brzegu. Aubergine nie mogła wyjść z podziwu, że obserwuje to samo niebo co reszta szkoły, będąc zarazem kilka kilometrów od niech. Jej dusza czuła coś innego. Czuła, jakby dzieliło ja od wyspy tysiące, jak nie miliony lat świetlnych.
Dziewczyna wyszła na dziwną, szeroką ścieżkę wyłożoną ciemnym, twardym tworzywem, przez której środek biegła przerywana biała linia.
* * *
Trochę krótkie, ale nie miałam weny :(

Obserwatorzy